
Rzecz o miłości.
Zadzwoniła moja przyjaciółka:
- Umarł Jasiek...
Jasiek zawsze był Jaśkiem. Ewentualnie Jaśkiem ze sklepu, gdy w rozmowach Jaśków było więcej, co, naturalnie, w O. się zdarzało.
Jasiek prowadził sklep. Sklep to było coś! Wieś bowiem miała ponad 30 kilometrów długości i za komuny sklepów było tam na palcach jednej ręki. Knajp - jeszcze mniej, bo tylko dwie. I to w dużej odległości od siebie. Więc bywalcy musieli liczyć się z ostatnim autobusem, by nie wracać kilkanaście kilometrów piechotą po nieoświetlonej drodze. Nie zawsze zdążyli i często w ciemnościach dochodziły nas od drogi istne chóry anielskie - to bywalcy wracali, śpiewając białymi głosami, ile sił w naoliwionych gardłach.
Jasiek przeto prowadził tzw. nielegalny wyszynk w swoim gieesowskim sklepie. Chłopy ciągnęły tam z pola już od rana. Gdy wchodziło się do sklepu, Jasiek krzyczał na nich:
- Wynosić mi się stąd! Co wy sobie myślicie! To nie knajpa! - i chował killiszeczek pod ladą.
Chłopy wychodziły, a gdy klienci kończyli zakupy, wracali ostrożnym sznureczkiem zza sklepu.
W tym czasie obowiązywały w sklepach przerwy obiadowe. W środku dnia. Jasiek zamykał sklep, klienci się nie naprzykrzali, natomiast za opuszczonymi kratami przez bite dwie godziny przerwy aż czarno było od spragnionych chłopów.
Dom mojej przyjaciółki był w pobliżu, więc na zakupy naturalnie biegłyśmy do Jaśka. Zawsze była kolejka. Gdy wchodziłyśmy, Jasiek stanowczym głosem oświadczał kolejce, że "panienki mają pierwszeństwo" i prosił nas do lady. Krępowało nas to bardzo, czerwieniłyśmy się po czubki uszu, ale i nie uchodziło Jaśkowej uprzejmości czynić despektu, i kolejka sama ustępowała, bo Ania i ja, mimo że smarkule, byłyśmy "panienkami z dworu", od Heleny.
Lata póżniej siedziałam sama ze swoim wielkim psem we dworze i przygotowywałam koncepcję dyplomu z malarstwa. Kupowałm wtedy u Jaśka pyszne wino, które przywożono ze słowackiej strony. Starczało mi tak na dwa - trzy dni, chyba że wpadali goście z Krakowa, rezydujący w pobliżu. Wtedy kupowałam butelkę codziennie. Któregoś dnia zachodzę po zakupy, a Jasiek konspiracyjnie bierze mnie na stronę:
- Panienko, mam coś dla panienki. Całą skrzynkę specjalnie dla panienki odłożyłem. Świeżutkie! Rano przywieźli. Po co panienka ma kupować to drogie! - i prowadzi mnie na zaplecze, gdzie stoi pełna skrzynia wina marki Wino. Chyba jeszcze było ciepłe...
Naprawdę lubiłam Jaśka i możecie sobie wyobrazić, jak ciężko było mi podziękować za jego troskę i starania o mój studencki budżet, i wykręcić się od zakupu tak, by nie urazić Jaśka.
Jasiek był kaleką. Nosił solidny but ortopedyczny i mimo tego - mocno kulał. Duży chłop był, zawsze uśmiechnięty, rumiany. Na ojcowiźnie postawił murowany dom. Nie ożenił się. A wieś mówiła, że był dobrą partią.
Całe życie kochał się w Teresce. Tereska była wielka, a nawet olbrzymia, śliczna, z olbrzymim warkoczem, o dwadzieścia lat młodsza od Jaśka. Była dobra, życzliwa i też zawsze uśmiechnięta. Skądś przywiozła nieślubne dziecko. Potem wyszła za mąż. Wieś mówiła, że zrobiła wielkie głupstwo nie wychodząc za Jaśka.
Całymi latami kupowała w sklepie u Jaśka i całymi latami Jasiek wodził za Tereską rozkochanym i rozanielonym wzrokiem. Cała wieś mówiła, że nikt nigdy tak nikogo nie kochał, jak Jasiek Tereskę.
Od lat Jasiek był już na wózku inwalidzkim. Moja przyjaciółka zastawała go siedzącego na tym wózku przed swoim murowanym domem.
Umarł tej jesieni. Cały swój majątek zapisał nieślubnemu dziecku Tereski.
Była to opowieść o miłości.
http://kossobor.nowyekran.pl/post/37855,helena
Musiałam. Dobrze mi było W O. z Heleną i Anuś.
Smutne...
Jestem nadmorska z urodzenia, ale jak tam jadę, to już w pociągu zmienia mi się akcent na góralski! Jak Boga kocham! nic na to nie mogę poradzić :)))
"Spieszmy się kochać ludzi..." - nawet czasem i kochając spiesznie...coś...pęka.
Pozdrawiam. :)
Pewien świat się kończy.
I chyba bezpowrotnie.
W mojej wsi jest taki sklepik. Jeszcze.
Właściciel nawet niestary.
Na indywidualne życzenia sprowadza niektóre towary. Czasem sam coś proponuje ("mam w dobrej cenie, pani Grazss...)
Jak ja lubię takie zakupy, gdzie sprzedawca zna indywidualne potrzeby swoich klientów,doradzi, odradzi, pożartuje...
No fakt - bez tych Jaśków cieniutko by było.
A tam, bimber w sklepie! Po bimber /śliwowica, Panie!/ jechało się na posterunek MO. Najlepszy pędzili. Ponoć w kaloryferach.
Nie mam rasssy do arendowania :)
Zielone garnizony zawsze miały oparcie w pobliskich wsiach. Wszelkie. Naprawdę. Znam relację z jednostki karnej komandosów na Pomorzu - a wokół same pobauerowskie wsie z Akcji Wisła. No, Panie, to była ruletka! Bo z dziwek i z bimbrowni to nie zawsze wojsko wracało żywe........... Ale potem mściło się gromadnie to wojsko, co żywe ostało. Jednostki WSW z całego okręgu ściągano, bo to wojna z Ukraińcami była, Panie. Wy tam, młodzi podporucznicy, życia nie znacie. Teraz to wy kaszkę z mleczkiem lubo kaszankę z lepotopem mata!
Jasiek - to za komuny było. Wieś - ponad 30 km. Knajpy - dwie. Horror! Więc ten Jaśkowy wyszynk był po prostu koniecznością :)
A zaś na samej góze na psełency uważajcie, bo tam psy pana Mareczka lezo i wcale nie wstajo!
Co tam o polityce pisać. Lepsza jest kultura, bo buduje dobro i więzi.
Sklepowy, czy sklepowa, za komuny - była znana wszystkim mieszkańcom i jeśli nie była lubiana, to długo miejsca nie zagrzewała - mimo, że sklepy geesowskie były. A dobra sklepowa dbała o przyzwoite (jak na owe czasy zaopatrzenie) - no i o klientów (też takich, jak ci Jaśkowi). Tyle tylko, że mimo zawieszki "klient nasz pan", to ona rządziła. Autorytarnie.
Dla jednych były kieliszki pod ladą, a innym mówiła, że "spożywanie alkoholu w sklepie jest zabronione i proszę opuścić...".
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/52/Prze%C5%82%C4%99cz_Snozka-pomnik_poleglym.jpg
Ale musimy pisać o polityce, bo bez polskiej polityki z czasem i polskiej kultury nie będzie.
No artysta Hasior był narodnam artistam w Zakopanem i dostał od państwa wielką pracownię.
Spędziłem tam sporą część dzieciństwa.. w Jaszc...
Do tej pory zdarza mi się jeździć..
Ostatnio jak byłem, to chcieliśmy Górali zachęcić do jakiejś akcji przeciw GMO..
Pozdrawiam
W ogóle i O. Dolna i O. Górna są cudne! Mam nieprawdopodobny sentyment do O. Moja przyjaciółka tam osiadła, jest architektem po Politechnice Gdańskiej. Nawet przed studiami wiedziała, że osiądzie w O., na resztówce po swojej babci.
Też pozdrawiam serdecznie.
Chciałbym tam zamieszkać.. znam tam większość okolicy..
Siedzę tam sobie sam na tej żelaznej puszce i ani słowa po polsku. A potem dzwonię do Frau, a ona: - co tak dziwnie mówisz, piłeś?! Niestety nie, ja tylko przez ten tydzień ani słowa po polsku nie wymówiłem i język i krtań nieco zapomniały.
Oj brzydka skaza na charakterze...
Tak w życiu czasem bywa, że cieszyć trzeba się tym co się ma, a nie narzekać.
Ciekawym wątkiem w tej miłosnej historii jest to;
czy Jasiek kiedykolwiek narzekał na swój los?
Pozdrawiam:)))
+++Niech My ziemia lekką będzie+++
Nie "My" tylko "Mu".
Wieczny odpoczynek racz Jaśkowi dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci, amen. +
W sklepie u Jaśka był codziennie pyszny chleb z Łącka, z prawdziwej piekarni.
Ale wieś ma swoje opowieści i swoją wiedzę o tym, co się dzieje /znają sąsiedzi na czym kto siedzi/. Jakoś tak - ze względu na Helenę, babunię mojej przyjaciółki - zawsze interesowaliśmy się życiem wsi. To od niej te nauki szły. Helena nas zabierała do O. Wychodziła na wieś w czarnym, słomkowym kapeluszu i koronkowych rękawiczkach. Za rozpasanej komuny. Naprawdę. A my, dzieciaki i smarkacze, bardzo się wstydziliśmy, jak ludzie ze wsi przyklękali i całowali Helenę w rękę...
Ale to inna opowieść - o naturalnej hierarchii.
Hasior zawsze był na artystycznym topie i w ogóle. A jak się przyjechało na Podhale i zobaczyło ten złom i ten TYTUŁ pomnika - to od razu sprawy ustawiały się na właściwych miejscach!!!
H. wlazł w dupę zbrodniarzom jak Andrzejewski "Popiołem i diamentem". Potem - artysta Wajda.
A tak na prawdę, to wkurzają mnie te ławeczki w każdym mieście. Co to za sztuka ?!
Ewa Rubinstein wściekała się na taką ławeczkę Artura, w Łodzi.
Jasiek umarł NAPRAWDĘ.
Ale mnie Pani wystraszyła. Jak zobaczyłem tytuł to myślałem, że zaraz mnie odwiedzi "seryjny" - jakby co to informuję, że nie zamierzam "popełnić" ;-) I to w urodziny. Jej...
A historia piękna. Niesamowita wręcz. Wieczne Odpoczywanie racz Mu dać Panie.
Ukłony.
Wiedziałam, że wpadniesz i czekałam na Ciebie. Po prostu ten tytuł MUSIAŁ ciebie ściągnąć!
Teraz rzadko jeżdżę do O. Ale uświadomiłam sobie, że to miejsce jest takim rajem z dzieciństwa - a właściwie babunia mojej przyjaciółki zabierała mnie tam, gdy byłam podfruwajką. No ale raj z podfruwajstwa - jakoś nie pasuje :) O. ma swoje miejsce głęboko w moim sercu.
Pozdrawiam serdecznie.
Nigdy bym nie pomyślał, że mogę być oczekiwany... :-) Dziękuję :-)
Ojej, aż mi serce zakołatało, jak zobaczyłem tytuł. No bo sama mi Pani napisała, że poz zezwolenia to można kram z warzywami założyć, a tu na NE taki tytuł....
Na serio pomyślałem o "seryjnym". Ostatnio trzy dziwne śmierci:
- Prawniczka Enei
- Osoba zaangażowane w budowę pomnika NSZ w Warszawie
- Prokurator z Garwolina
Ja to drobna płotka, ale pomyślałem, że może wpłynąłem gdzie nie trzeba przypadkiem.
Dziękuję za życzenia :-)
Serdecznośći
A no ino ze ajuści...
Tamte dwie - to norma polska.